do ogrodu

środa, 4 stycznia 2023

Smutny koniec roku

 


Jeszcze trochę potrwa zanim bez łez będę mogła o tym spokojnie mówić. Jedynie jako dziecko miałam w swoim życiu okres bez psa. Przez wszystkie kolejne lata zawsze towarzyszyły mi psy. 
Po naszej przeprowadzce do obecnego domu w 2007 roku przyszła do nas z lasu wychudzona, zagłodzona wręcz psinka, która dała się skusić suchymi świątecznymi piernikami, przełamała swój strach przed człowiekiem i postanowiła nam zaufać.  Wtedy miała około trzech lat, wydawalo się, ze jest ratlerkiem, nazwaliśmy ją Funia.
Była przeraźliwie chuda, widać było tylko wielkie, przestraszone oczy.
Została z nami a podkarmiona okazala się być w typie pinczera, pokazała się z najlepszej strony. Bardzo mądra, rozumna, w lot pojmowała wszystko, często porozumiewałysmy się wzrokiem.
Pokonywała z nami kilometry biegiem po lesie i polach. Zaganiała kury do kurnika, gonila z podwórka obce psy i koty. Jak tylko wychodziliśmy z domu, podkradała nasze papcie, zanosiła je na swoje posłanie i tuliła się do nich do czsu naszego powrotu.
Domyślaliśmy się, ze musiała ucierpieć z rąk jakiegoś mężczyzny, ponieważ rzucała sie do nogawek kazdego obcego. To byla jedyna rzecz, ktorej nie umielismy jej oduczyc.
Przeszła straszną historię z huskim, ktory ja bardzo poszarpał, nie wiedzielismy, czy to przetrwa ale pozszywana dala radę.  




Czas upływal i Funia jak my wszyscy sie starzała, zaczela gorzej widziec i słyszeć, mocno posiwiała, nie biegała juz tak chętnie na spacerach, ktore musialy stac sie znacznie krótsze i wolniejsze.




 8 lat temu trafiła do nas z adopcji Adela, wspaniały, radosny, 7-miesięczny grzywacz chiński. chodząca iskra, tańcząca w kółko z byle okazji, posłuszna. Bardzo się do siebie przywiązałyśmy.  Świetnie się dogadywały się z Funią, która przy młodym psie sama odmłodniała.




Rok temu okazało się, że Adela zaczęła chorować na białaczkę limfocytarną. Dobrze tolerowała leki, czuła się po nich świetnie A to dało nam złudną nadzieję, że z tego wyjdzie. Tymczasem choroba podstępnie atakowała dalej jej małe ciałko i w przeddzień Wigilii zabrała moją Adelę. Dwa dni później odeszła za nią również Funia. 

To bardzo bolesna dla nas strata. 



















Wciąż łapię się na tym krojąc w kuchni  warzywa, że nie mogę już rzucać psom kawałeczków a jeśli coś mi spadnie, sama to będę musiała podnieść. Że Adela nie będzie już czekać aż podam jej do wylizania kubeczek po śmietanie a Funia nie będzie zaganiać kur do kurnika.

Budzę się w nocy z przeświadczeniem, że słyszałam brzęk psiej miski, że Funia stuka łapką w okno balkonowe żeby wpuścić ją do domu, albo że nad ranem stuka do drzwi sypialni bo chcę wyjść na spacer.

Po raz pierwszy poszłam wczoraj do lasu na spacer bez moich psów i wierzcie mi to było naprawdę smutne. 

Obie mają teraz swoje miejsce pod mirabelką. Wiosną posadze tam krzaki białych i różowych róż.


6 komentarzy:

  1. O nie :( Bardzo, bardzo Ci współczuję, Małgorzato, bo sama kilkukrotnie miałam okazję przekonać się, jak to jest. Rok temu (też przed świętami) straciliśmy swojego ukochanego zwierzaka. Wcześniej zaś kilka innych.
    Tulę Cię mocno...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję, przezywam swoją żałobę intensywniej pracując, słuchając audiobooków i planując warzywnik. Nie jestem jeszcze gotowa na kolejną adopcję, ale prędzej czy później to nastąpi. A jak to było u Ciebie?

      Usuń
  2. Ostatni raz miałam psa w Polsce, blisko 20 lat temu. Zmarł, bo był schorowany mocno. Życie zwierzaków domowych jest zdecydowanie za krótkie... Co to jest kilkanaście lat?

    Od kiedy mieszkam w Irlandii, mam tylko i wyłącznie koty - takie zrządzenie losu, bo żaden z nich nie był planowany, jednak los chciał, że nasze drogi się łączyły w pewnym momencie. Jako że są to koty wychodzące (zdziwiłabyś się, ile kocich spraw ma taki zwierzak codziennie do załatwienia ;)), to niestety zdarzają się im czasem wypadki - po osiedlu jeździ mnóstwo samochodów... Tak właśnie w grudniu 2021 roku straciliśmy naszą ośmioletnią kotkę. Była kochana, wierna, wdzięczna (przygarnięta z ulicy)... I choć zarzekaliśmy się wtedy, że już więcej kotów nie przygarniemy, los znów zdecydował inaczej i zesłał nam młodego kociaka z kulawą nogą. Los wiedział, co robi :)

    Pozdrawiam serdecznie i przesyłam ciepłe, pozytywne myśli.

    PS. Jako że mój blog jest teraz otwarty tylko dla zaproszonych użytkowników, wysłałam Ci zaproszenie na niego (mogło wpaść do spamu). Jeśli oczywiście jesteś jeszcze zainteresowana zaglądaniem, jeśli nie - nie ma problemu ;) Nie musisz go akceptować.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dokładnie rozumiem co piszesz, też mamy cztery koty mieszkające na zewnątrz. A propos kocich dróg to bardzo mnie interesuje podpatrzeć którędy chodzą gdzie przebywają w ciągu dnia i nocy. To musi być bardzo ciekawe. Nasza ulica na szczęście nie jest zbyt ruchliwa więc cały czas liczę na to że są tu w miarę bezpieczne.
      Oj przeoczyłam twoje zaproszenie do bloga już szukam w spamie, Dziękuję ci za zaproszenie.

      Usuń
  3. Tak - zawsze bardzo mnie to interesuje i chętnie zamontowałabym im kamerkę szpiegującą, żeby wiedzieć, gdzie i u kogo bywają ;)
    Nasze są rozpuszczone i mieszkają w domu - dwa starsze są wychodzące, najnowszy nabytek na razie jest przetrzymywany w domu, bo ma problemy z nogą i czekają go wizyty u weterynarza + sterylizacja. Z czasem pewnie zaczniemy go wypuszczać do ogródka, ale to dopiero po wszystkich zabiegach.

    OdpowiedzUsuń

z uwagi na treści reklamowe zamieszczane w komentarzach włączone zostało moderowanie komentarzy. Za reklamy dziękujemy.

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...

ogród

ceneo1