historia z owcami c 2

 Pewnego lutowego i bardzo mroźnego dnia, tuż po świcie Lusia urodziła. Miała przygotowaną przytulną obórkę z czystym sianem a jednak zdecydowała się urodzić na przenikliwym wietrze i mrozie. Dostrzegłam to gdy akurat wyszłam do niej po przebudzeniu.
Nie zastanawiając się długo wzięłam z domu czysty ręcznik i zawinęłam nacierając malucha, zachęcałam Luśkę by poszła ze mną do obórki. Za dzieckiem każda matka pójdzie wszędzie, owcza mama tym bardziej.
Urodziły się dwa śliczne maluchy, na zdjęciach w niebieskościach (o świcie nie ma innych kolorów) całe jeszcze w maziach płodowych. Natura jest zadziwiająca, jagnęta rodzą się w trudnych warunkach: mróz, wiatr, bałam się, że zachorują i nie przeżyją.







W obórce brak światła, ale za to nie wieje i jest cieplej. Lusia zaczęła z troską wylizywać maluchy i pozwalała im possać pierwsze krople mleka.
















Maluchy z każdą chwilą dzielniej stawały na drżących nóżkach. Mam wrażenie, że rosły w oczach!










Niewykle miękkie w dotyku jest futerko takich maluchów! Coś między jedwabiem a karakułami. Poniżej mają już 5 dzień, prawda, że urosły? 
Ciekawskie, ruchliwe, skaczące, ciężko uchwycić je w bezruchu. Odważne, zaczepne nawet :)







Cieszę się, że mogłam doświadczyć obcowania z tymi zwierzętami, mam nadzieję, że jeszcze kiedyś będę mogła do tego wrócić jak mi warunki i zdrowie pozwolą. Do emerytury jeszcze trochę ;)



Komentarze